Widać mało wiesz o serii. Że Capcom nie miał pomysłu na bossów??? KURKA WODNA!!! Nie grałeś chyba w DMC1, gdzie każdego bossa trzeba było tłuc równo trzy razy (chociaż nie wiem, czy pod koniec nie było tak samo, jak w pozostałych częściach, czyli etap z powtórkami z bossów).
DMC3 - każdego bossa tłukło się tam co najmniej trzykrotnie. Podczas głównej gry dwa razy (wyjątek: Vergil i Jester, 3). Do tego dochodzi jeszcze Bloody Palace.
A co do samych bossów:
Dante - fajnie, że dali możliwość sprania go. Brakowało mi tego w DMC3 podczas gry Vergilem. Tłuczenie samego siebie, tyle że w czerwonym płaszczu, było głupawe. Tutaj wreszcie dali możliwość zrobienia krzywdy prawowitemu właścicielowi czerwonej kapotki.
Berial - widowiskowy demon ognia. Nawet nawet.
Bianco Angelo - jest to pospolity wróg, którego nawet pełno w grze po pierwszym spotkaniu. Tu mała notka. Daleko przed zapoznaniem się z samą grą zaopatrzyłm się w OST i sądziłem - po podobieństwie melodii i tytułu utworu - że będzie to przeciwnik na miarę Nelo Angelo (opętanego Vergila z DMC1). ZAWÓD.
Bael / Dagon - obrzydliwa ropucha, ale seksowne rusałki
Agnus - no wiecie co? Ten był żałosny. Ot, walić w naukowca za szybą broniąc się przed ławicą ryb. ŻAL.
Echidna - tu było nawet fajnie. Imię potwora pochodzi od mityczneg greckiego stwora będącego miksem kobiety i węża. Tu też tak jest, tyle tylko, że dochodzi jeszcze do miksu z rośliną, coś a'la Elaine z Koudelki. Podobało się.
Angelo Credo - WHOA! Jeden z trudniejszych bossów, do tego jego wygląd budzi szacunek.
Angelo Agnus - Żałosny owad. I do tego obrzydliwy. PASZOŁ WON.
Sanctus / Sanctus Diabolica - łatwo go stłuc, ale aż groteskowe jest, że staruszek jest w stanie przyjąć na klatę więcej jak jeden cios. Za drugim razem wygląda trochę fajniej, ale... nothing special.
SAVIOR - niesamowicie widowiskowe. Nawet Mundus nie był chyba takim olbrzymem! No i ta muzyka!
False Savior - czyli Savior z gębą Sanctusa na dwa ciosy. Pathetic.
Zbytnie ułatwienie w DMC4 to możliwość zmiany stylów on-the-fly. Nie podoba mi się też niekonsekwencja w serii. Skoro w trójce mamy SZEŚĆ styli (zdobywamy później Quicksilver i Doppleganger), to już pal sześć, że w jedynce i dwójce ich nie mamy - acz to mi się nie podoba, że nie pomyślano o nich od razu. OK, pomiędzy wydarzeniami z DMC3 (0) i DMC4 Dante w cudowny sposób przypomniał sobie wszystkie podstawowe style z DMC3. Ale gdzie QS i DG?
W kwestii badziewnego Gilgamesza się z tobą w pełni zgadzam. Zresztą już w DMC3 Beowulf był po prostu nieznacznie silniejszy od pozostałych broni diabelskich - ale rumieńców nabierał dopiero w rękach Vergila. Dante po prostu nie nadaje się do walki wręcz. Vergil miał to bajeranckie salto z wykopem, które było w zasadzie nie do obrony, a tego najważniejszego comba brakowało mi u Dantego zarówno w przypadku Beowulfa i Gilgamesza.