[Opinia] Conflict: Denied Ops
Gra bazuje na silniku graficznym o nazwie Puncture Tech który ma zapewnić maksymalną rozwałkę otoczenia.Historia serii ze słowem Conflict w tytule sięga kilku lat wstecz. Gry sygnowane tą nazwą już czterokrotnie pokazywały nam świat mniej lub bardziej tajnych operacji wojskowych widzianych oczyma ich uczestników. Mówiąc językiem graczy – były to shootery fpp. Żaden nie okazał się szczególną rewelacją, ale też i narzekać nie było na co, więc seria ukazuje się nadal. Denied Ops to piąta odsłona ”Konfliktu” i można spokojnie dodać, że jest to najlepsza pozycja w serii.
Fabuła gry jest dość banalna. W Wenezueli, na skutek puczu wojskowego, władzę przejął generał Ramirez. Poza krwawym stłumieniem opozycji zagroził światu, że jeśli siły międzynarodowe ośmielą się interweniować, USA dostanie bombę atomową w prezencie. I to bynajmniej nie do rąk własnych, przewiązaną czerwoną wstążeczką. Rząd Stanów Zjednoczonych potraktował sprawę poważnie, jednakże w bombę nie do końca uwierzył. Coś jednak musi być na rzeczy, skoro, zamiast interweniować za pomocą regularnych oddziałów, posyła do akcji dwóch agentów, aby zdobyli informacje na temat zagrożenia. Ci agenci to Graves (mrukliwy snajper) oraz Lang (Murzyn preferujący bronie ciężkie). Wraz z nimi udajemy się w kolejną misję ratowania świata. Gotowi?
Tak, brzmi to trywialnie, jednak w 90% shooterów fabuła to tylko pretekst do strzelaniny. Jest tu jednak kilka elementów, które odróżniają Conflict: Denied Ops od pozostałych gier tego typu. Po pierwsze, lokacje w grze są naprawdę duże i zróżnicowane. Wraz z naszymi herosami odwiedzimy Amerykę Południową, Afrykę i syberyjskie pustkowia. Czeka na nas łącznie dziesięć misji, od rekonesansu w Wenezueli, poprzez tajną bazę okrętów atomowych i kopalnię diamentów w sercu Czarnego Lądu, kończąc na morderczej wymianie ognia z osobistą gwardią dyktatora w bunkrze ukrytym gdzieś w Andach. W każdej misji mamy do wypełnienia kilka celów, które również nieco się różnią. W większości przypadków chodzi oczywiście o eliminację przeciwników, lecz mamy też zadania polegające na przeprowadzeniu dyskretnego rozpoznania w terenie. Na przykład, w kopalni diamentów musimy przekraść się niezauważenie pomiędzy strażnikami, śledząc przy tym prezydenta Atongwe, a w tartaku zabić cichcem pięciu strażników. Co jeszcze bardzo mi się spodobało, to fakt, iż fabuła jest liniowa, jednak zawsze mamy pewien wybór. Gdy musimy dotrzeć do jakiegoś ważnego miejsca, prowadzą do niego dwie lub trzy drogi. Miłe zaskakuje także zakończenie pierwszej misji – sami wybieramy, gdzie udamy się w następną eskapadę. Dopiero od szóstej misji wyboru nie ma, lecz wynika to bezpośrednio z rozwoju akcji.
Drugim wielkim plusem jest SI naszego towarzysza. Podczas gry (singlowej, oczywiście) sterujemy jednym agentem. Drugiego prowadzi komputer, my zaś wydajemy mu rozkazy typu: idź za mną, do przodu, chroń to miejsce, itp. Wykonywanie poleceń nie pozostawia wiele do życzenia. Gdy kompan wypatrzy wroga, zaraz nas o tym informuje, a jeśli sam zostanie zauważony, z własnej inicjatywy zaczyna szatkować teren za pomocą posiadanego arsenału. Komputerowy towarzysz odwala za nas kawał dobrej roboty i przyznam szczerze, że nie raz wpuszczałem go na trudny teren, aby go za mnie oczyścił.
Trafienie naszej postaci nie oznacza natychmiastowego zgonu i końca gry. Pada ona na ziemię, jęcząc i charcząc, a od tego momentu drugi agent ma określony czas na udzielenie pomocy. Na przykład, gdy dostanie Graves, Lang ma dwie i pół minuty na dotarcie do niego i wstrzyknięcie w żyły rannego pobudzającej surowicy. Nie trzeba nawet się przełączać na zdrowego agenta, wystarczy wydać rozkaz, a sterowana przez komputer postać przybiegnie i wyleczy towarzysza. Zabawa zakończy się dopiero wtedy, gdy obaj legną ranni. A o to łatwo, ponieważ SI przeciwników też trzyma poziom, no i strzelają irytująco celnie.
Jako, że Denied Ops jest osadzone we współczesnych czasach, nie mamy tu żadnych futurystycznych pukawek. Obaj agenci mają pistolety. To ich wspólna cecha. Graves preferuje karabin snajperski, zaś Lang lekki karabin maszynowy – do tego dźwiga na plecach podręczną wyrzutnię rakiet. Po każdej misji dostajemy jakieś ulepszenia dostępnego arsenału, np. Graves otrzymuje łamaną lufę z kamerą, dzięki czemu może bezkarnie strzelać do przeciwników, samemu będąc ukrytym za rogiem. Panowie mają też do dyspozycji granaty: odłamkowe, który masakruje wrogów (szczególnie skuteczne są w zamkniętych pomieszczeniach), dymne, błyskowe, zapalające oraz miny. To jednak nie wszystko. Od czasu do czasu będziemy mieć dostęp do ciężkiego karabinu maszynowego (oczywiście wcześniej trzeba skosić jego obsługę), a także pojazdów. Obaj agenci są porządnie wyszkoleni, potrafią poprowadzić transporter opancerzony, czołg, a nawet poduszkowiec. Chłopaki są również bystre i wiedzą doskonale, że trafienie w kanister z benzyną czy beczkę powoduje jej eksplozję. Wykorzystywałem ten motyw nie raz – trafiona butla z gazem wzlatuje do góry, a spadając na podłogę wywołuje potężną eksplozję. Jeśli w jej zasięgu są inne łatwopalne przedmioty, można podziwiać śliczną reakcję łańcuchową i mo<font color=red><b>ż</b></font>e ognia, w którym smażą się nasi wrogowie.
Postacie niezależne dzielą się na trzy kategorie: sojuszników, wrogów i postacie neutralne. Prawdę mówiąc te ostatnie spotykamy tylko w mieście Metuwe ogarniętego chaosem wojny domowej. Wrogowie – wiadomo, mamy tu zarówno strażników tartaku, jak i samozwańczych powstańców, a także członków regularnych oddziałów wojskowych. Różnią się między sobą stopniem wyszkolenia i celnością strzałów. Oczywiście im dalsze postępy w grze, tym gorzej – na typowego przeciwnika wystarczą 3-4 celne trafienia w korpus lub kończynę, niektórzy jednak nie poddadzą się tak łatwo.
Grze należy się pochwała za realizm: wróg trafiony w nogę upada, zaś raniony, a nie zabity, chwieje się krótki czas na nogach, aby po chwili znowu zacząć strzelać. Przeciwnicy cenią sobie swoje życie – wielokrotnie widziałem, jak chowali się za skrzynie i wystawiali zza niej tylko lufę, grzejąc na oślep. Niezłe SI naszych oponentów staje się chyba standardem, gdyż to kolejna gra, gdzie nie można się do tego przyczepić. Co do sojuszników, to w Denied Ops nie ratujemy świata samotnie i jednoosobowo nie wygrywamy wojny. Nasze działania są ważne, owszem, ale cały czas, niejako „w tle”, toczy się wojna regularnych armii. Komandosi z Delta Force czasem wykonują misje na tych samych terenach, co my – spotkamy ich parokrotnie, będą nam towarzyszyć, wspierając siłą swego ognia. Możemy też uzyskać pomoc dość niespodziewana, na przykład natknąć się na agentów rosyjskiego wywiadu uwięzionych przez lokalnego watażkę. Przyjdzie nam też eskortować pewnego naukowca.
Jak jest zatem z grywalnością? Co najmniej nieźle. Mamy tu dynamiczne akcje, naprawdę wciągające misje i czystą radość z eliminacji kolejnych przeciwników. Mi szczególnie przypadł do gustu Graves z karabinem snajperskim (przybliżenie x5 i x10), którym cichcem zdejmowałem masę wrogich postaci. Fizyka gry nie pozostawia żadnych życzeń – jakkolwiek makabrycznie to zabrzmi, powiem, że widok wylatujących w powietrze przeciwników jest piękny. Do tego interakcja z otoczeniem jest również niezła – szyby wypadają, na murach i ścianach zostają ślady kul, gdy rzucimy granat pomiędzy skrzynie, zmieniają się one w drzazgi. Postacie również wykonane są porządnie, nie widziałem żadnej sztuczności ruchów. Niestety, od czasu do czasu zawodzi programowanie i tak np. podczas pojedynku czołgów zdarzyło mi się widzieć lufę mojego pojazdu przechodzącą przez pancerz przeciwnika, trafiło się też nieśmiertelne wystawanie kończyn przez drzwi. No ale cóż, mówi się trudno i kocha się dalej. W trybie multiplayer możemy zagrać mając żywego człowieka za partnera i to daje naprawdę wielką frajdę.
Pora na podsumowanie: Conflict: Denied Ops to solidnie wykonany shooter. Misje są tu zróżnicowane, lokacje wielkie i różnorodne, a realizm stoi na dobrym poziomie. Niektórych jednak może po jakimś czasie znużyć bezustanne ostrzeliwanie się oraz niewielki w sumie arsenał środków rażenia. Jednak polecę tą grę każdemu, kto tylko lubi realistyczne strzelaniny widziane z perspektywy pierwszej osoby. Conflict: Denied Ops to bardzo porządna robota.
Kod: Zaznacz cały
http://www.gametrailers.com/player/30455.html
Pisz staranniej tytuł gry. Przez takie błędy (tu: literówka) wyszukanie danego wątku sprawia trudność.