Przeczytałem raport końcowy Komisji Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego z badania zdarzenia lotniczego nr 192/2010/11 samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY (a co tam, wkleję pełną nazwę).
Generalnie jest dużo podobieństw do opublikowanego już raportu MAK, jednak mimo wszystko można było dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy, szczególnie dotyczących działanie 36 splt. Tak więc:
21 strona raportu pisze: pilot w dniu 10.04.2010 r. nie posiadał ważnych uprawnień do wykonywania lotów w charakterze dowódcy samolotu Tu-154M i Jak-40
22 strona raportu pisze: pilot w dniu 10.04.2010 r. nie posiadał ważnych uprawnień do wykonywania lotów jako drugi pilot samolotu Tu-154M.
24 strona raportu pisze: pilot nie miał nadanych uprawnień12 zgodnie z RL-2006 § 13 ust. 6 do wykonywania lotów w charakterze nawigatora na samolocie Tu-154M.
Te fragmenty musiałem przeczytać 2 razy bo myślałem, że mam jakieś chwilowe zaburzenia wzroku, rozumiem brak licencji cywilnych co wykazał raport MAK (w końcu służyli w wojsku), ale brak uprawnień do latania? Ci panowie powinni 10.04.2010 siedzieć w domu, lub przechodzić jakieś treningi w celu odnowienia uprawnień, a nie lecieć z prezydentem do Smoleńska.
Zresztą raport dość wnikliwie opisuje proces szkolenia i wszystkie (których było sporo) nieprawidłowości w czasie tego procesu. Takie 2 cytaty:
31 strona raportu pisze: Instrukcja ta w dniu wypadku była aktualna, nie została jednak nigdy przetłumaczona na język polski. W 36 splt używano również nieaktualnej „Instrukcji użytkowania w locie samolotu Tu-154M” w języku polskim stosowanej kiedyś w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Ostatnie zmiany do tej instrukcji były wprowadzone w 1994 r.
131 strona raportu pisze: Członkowie załogi pomimo uzyskania formalnych uprawnień, potwierdzonych rozkazami dowódcy jednostki, nie spełniali kryteriów pilota w pełni wyszkolonego i przygotowanego do wykonywania obowiązków na danym stanowisku. Członkowie załogi mieli małe doświadczenie w wykonywaniu lotów na tym typie statku powietrznego w trudnych WA oraz przy wykorzystaniu nieprecyzyjnych systemów lądowania, takich jak: RSL, 2 x NDB czy USL + RSL.
Czyli można wywnioskować, że czegoś takiego jak instrukcja użytkowanie samolotów się nie czytało, bo języka rosyjskiego większość pilotów i personelu nie znała, a polska wersja była nieaktualna. Nie ma też się co dziwić w brakach w wyszkoleniu skoro w 2008 roku odeszło 3 najbardziej doświadczonych pilotów i nie było od kogo się uczyć, a jak wiadomo ćwiczeń w symulatorach się nie przeprowadzało, co zresztą było sprzeczne z zaleceniami jakiejś tak kontroli (strona 155 raportu). Dodatkowo nie wykonano zaleceń po katastrofie CASY (podobnej katastrofie), o czym mówi strona 148 raportu, zamiast tego:
152 strona raportu pisze: W czerwcu 2009 r. w 36 splt został powołany zespół lotniczy na samolotach Tu-154M. Wprowadzone zmiany miały na celu przede wszystkim podniesienie etatów dla oficerów wchodzących w skład zespołu, natomiast nie usprawniły procesów związanych z organizacją i nadzorem nad szkoleniem i treningiem załóg samolotów Tu 154M.
Czyli nie ważne czy piloci są dobrze wyszkoleni, ważne, że lepsza kasa wpływa co miesiąc na konto.
Nasza komisja w przeciwieństwie do MAK twierdzi, że piloci wcale nie lądowali, a wszystkie decyzje które podejmowali były prawidłowe tylko błędnie wykonane. Dla mnie nie przedstawiono żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy, bo komenda „Odejście” to nie dowód, no chyba, że ten samolot miał zamontowane sterowanie głosem o czym nie wiemy? Nie ma też dowody na to, że użyto mistycznego już przycisku „Uchod”. W raporcie przedstawiono też taki zapis wydarzeń:
6:40:45 – nawigator pozwiedzał sto (byli na 92 m według wysokościomierza barycznego, czyli 100 metrów według wysokościomierza barycznego było jakieś 1,5 sekundy wcześniej), jeśli faktycznie nie chcieli lądować to silniki powinny już chodzić na pełnej mocy, bo zejście poniżej tych 100 metrów byłoby złamaniem przepisów
6:40:52 – dowódca powiedział, że odchodzą na drugi krąg – 7 sekund po pierwszym 100 wypowiedzianym przez nawigatora, a samolot cały czas leciał w dół.
6:40:57,5 – odłączył autopilota, przez przyciągnięcie wolantu do siebie, no to mamy już 12,5 sekundy od pierwszego 100
6:40:58.5 – zwiększenie ciągu (6,5 sekundy po decyzji o odejściu, 13,5 sekundy od pierwszego 100, na wysokości 16 m RW i na wysokości 5 m poniżej poziomu lotniska), czyli pilotowi zabrało 13,5 sekundy żeby faktycznie zacząć odchodzić, w chwili gdy zwiększył ciąg był 200 metrów od pierwszych drzew w które uderzył.
Dla mnie osobiście teza o tym, że wcale nie lądowali, a wykonywali tylko próbne podejście jest mocno naciągana, ktoś może się ze mną nie zgodzić, ale według mnie do końca chcieli jakoś dolecieć do tego lotniska, a zaczęli odchodzić w momencie gdy zamiast lotniska zauważyli drzewa.
Ciekawa jest też kwestia nacisków. Raport mówi coś takiego:
236 strona raportu pisze: w żaden sposób nie można mówić o bezpośrednim nacisku Dowódcy Sił Powietrznych na dowódcę statku powietrznego, a szerzej na załogę. Można natomiast stwierdzić, że istniała presja, która oddziaływała na załogę w sposób pośredni
Niech mi ktoś wytłumaczy czym różni się presja od nacisku, skoro według słownika synonimów presja jest synonimem nacisku. A Wikipedia mówi, że synonim to wyraz lub dłuższe określenie równoważne znaczeniowo innemu, lub na tyle zbliżone, że można nim zastąpić to drugie w odpowiednim kontekście. Poza tym mając przełożonego za plecami, każdy pracownik zachowuje się inaczej niż nie mając go za plecami.
Polacy negują także prace kontrolerów lotów i zarzucają im podawanie błędnych komend, na dowód umieszczamy w raporcie wyniki eksperymentu. Jednakże w Polsce podobno nie ma systemu RSP-6M2, jaki był w Smoleńsku, więc nie wiem na jakiej podstawie porównuje się wyniki z eksperymentu przeprowadzonego w Mirosławcu (od 257 strony) do tego co było w Smoleńsku. Takie same były tylko wskaźniki radiolokatora, które służą obrazowaniu tego co odbiera radar. Nie było takiego samego radaru, inne było zalesienie i ukształtowanie terenu, co mogło wpływać na pracę tego radaru i na odczyty, więc nie wiem dlaczego nasz raport podkreśla to, że kontrolerzy powinni widzieć odchylenie samolotu od kursy. Nie twierdzę, że praca kontrolerów była bez zarzutu, bo nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale mówienie, że wprowadzali oni w błąd popierając się przy tym wynikami eksperymentu przeprowadzonego na różnych sprzętach i w różnych warunkach jest co najmniej dziwne i według mnie nie powinno mieć miejsca w raporcie końcowym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W takiej formie jak to zostało przedstawione wygląda to (przynajmniej dla mnie), na próbę przerzucenia przynajmniej części winy na stronę rosyjską. Poza tym w analizie pracy kontroli lotów zarzuca się, że komendę horyzont powinni oni wypowiedzieć 10 sekund wcześniej. Tak się składa, że JAK-40 przy lądowaniu dostał komendę odejścia na drugi krąg (278 strona), a pilot jakoś dość luźno podszedł do tej komendy i ją po prostu zignorował. Więc czy piloci Tutki rzeczywiście by odeszli gdyby wcześniej usłyszeli komendę horyzont, czy odejście na drugi krąg, można sobie jedynie gdybać tak ja o tym, że wcisnęli przycisk „Uchod”, na co dowodów nie ma. Kontrola lotów była przekonana o tym, że Polacy nie zejdą poniżej minimów, dodatkowo byli pewni, że odejdą na lotnisko zapasowe.
Raport zawiera 30 stron analizy pracy kontrolerów, gdzie przytoczona jest praktycznie każda wypowiedź osób znajdujących się na „wieży”, a zabrakło stenogramów rozmów w kabinie pilotów. Jak już się tak dokładnie przedstawia zachowanie jednej strony to przynajmniej równie dokładnie powinno się przedstawić zachowanie drugiej, a tu mamy tylko wybrane wypowiedzi z kabiny.
Po przeczytaniu całego raportu uważam, że był to stracony czas. Raport jest napisany tak by każda strona była zadowolona. Z jednej strony zrzucanie części winy na Rosjan, z drugiej przyznawanie się do błędów w szkoleniu. Można się dowiedzieć, że piloci wcale nie lądowali, ale bohatersko chcieli odlecieć na zapasowe lotnisko, ale im przycisk nie zadziałał, bo nie mógł zadziałać, o czym oni nie wiedzieli, bo ich tego nie nauczono. Ogólnie to raport wygląda jakby był konsultowany ze specami od PR, by każdy (no może poza zwolennikami zamachu, czy jakiś tajemniczych wstrząsów odkrytych przez asystenta na Wydziału Biochemii i Biologii Molekularnej, ale uniwersytetu w Maryland) kto obejrzy konferencję prasową, na której był przedstawiany był usatysfakcjonowany (bo cały i tak przeczyta tylko odsetek społeczeństwa).
Na razie zdymisjonowano ministra Klicha, o innych dymisjach nic nie słychać, pewnie wszystko jak zwykle się pozamiata pod dywan. Tu się kogoś awansuje, zdegraduje, przeniesie, a w rezultacie jak to działało, tak działać będzie (oby nie).
Edit:
No może jednak mój ostatni akapit nie będzie miał potwierdzenia w rzeczywistości. Coś się ruszyło:
Kod: Zaznacz cały
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,10062876,Donald_Tusk_rozwiazal_36_Specjalny_Pulk_Lotnictwa.html